Maseczka standardowo jest zamknięta w klasyczne, czarne opakowanie. Znajdziemy w nim 75g produktu.
Dowiedziałam się też, że maseczkę zrobił dla mnie Bryn (swoją drogą nigdy nie słyszałam takiego imienia ;-)). Charakteryzują się oną krótką datą użycia (niespełna miesiąc) i prawdę mówiąc ciężko wykończyć mi pudełeczko przed upływem czasu. Mimo tego, że są gęste i zbite, uważam je za wydajne.
No, ale do rzeczy! Maseczka w składzie posiada same dobroci: żeń-szeń i liście Ginkgo, świeżą papaję, miód, masło shea, jogurt, olej kokosowy, zieloną herbatę oraz trawę pszeniczną.
Ma ona pozostawić skórę miękką, nawilżoną. Dzięki antyoksydantom skóra pozostanie świeża, oczyszczona i ożywiona. Tylko czy taka pozostaje?
Oczywiście !!! To już moja druga maseczka z Lush-a i druga na której się nie zawiodłam. Nie odczułam aby jakoś specjalnie oczyszczała, natomiast odżywia, nawilża, zmiękcza. Skóra po jej użyciu jest gładka jak
nigdy! Zdecydowanie Wam ją polecam!
Za maseczkę zapłacimy € 8,95 warto dodać, że za 5 opakowań dostaniemy jedną darmową :-)
Używałyście maseczek z Lush-a? Macie swoich ulubieńców?
Na koniec:
Chciałam Wam serdecznie podziękować za to, że tutaj zaglądacie, to nawet nie wiecie jak wiele to dla mnie znaczy :-)
Magda